Myślisz, że robisz wszystko dobrze. Dobre ziarna, fajny kubek, woda z filtra, nawet młynek ręczny z Instagrama. A kawa nadal smakuje… średnio. Trochę kwaśna. Trochę gorzka. Trochę jak rozczarowanie w płynie. Nie martw się – to się zdarza najlepszym. Ale zanim zaczniesz obwiniać ziarenka, planetę Merkurego albo złe wibracje z mikrofali, zobacz, czy nie popełniasz jednego z tych klasycznych kawowych błędów:
Nie rób tego. Mielenie kawy to jak otwieranie wina – od tej chwili zaczyna się odliczanie do utraty duszy. Zmieloną kawę należy zużyć od razu. Nie za godzinę. Nie „jutro rano jak będę spieszyć się do pracy”. Od razu.
Jeśli mielenie to dla Ciebie sport ekstremalny o 6:00, zainwestuj w młynek automatyczny albo miel sobie wieczorem – ale tylko jedną porcję.
Technicznie: tak, to woda. Smakowo: no nie do końca. Zła woda zrujnuje nawet najlepsze ziarna. Kamień, chlor, metaliczny posmak – wszystko to trafia do filiżanki. Używaj wody filtrowanej albo butelkowanej niskozmineralizowanej. Twoja kawa to doceni. Ty zresztą też.
Ten punkt to klasyk. Ludzie myślą, że jak kawa się parzy, to znaczy, że wszystko gra. No więc nie. Mielisz za drobno? Kawa wyjdzie gorzka jak wyrzuty sumienia. Za grubo? Kwaśna i wodnista.
Każda metoda parzenia ma swój profil mielenia. Kawiarka ≠ drip ≠ AeroPress ≠ espresso. To nie jest „na oko”. To jest chemia. Albo magia. W każdym razie, dokładność ma znaczenie.
Okej, szanuję design paczki, ale kawa to nie ozdoba do kuchni. Po otwarciu trzymaj ją w szczelnym pojemniku, najlepiej w chłodnym, suchym miejscu – i nie, szafka nad piekarnikiem się nie liczy. Kawa nie lubi ciepła, wilgoci i światła. Trochę jak dobre wino, tylko z mniejszą cierpliwością.
Wrzątek = zbrodnia na aromacie. Idealna temperatura do parzenia to 92–96°C, nie 100. Jeśli nie masz czajnika z kontrolą temperatury, poczekaj 90 sekund po zagotowaniu. To wystarczy, żeby nie zamordować smaków, które palarnia tak pieczołowicie wydobywała.
Nie, nie działało. Było znośnie. A może być świetnie. Kawa to nie rosół – nie robisz jej „na czuja”. Proporcja 1:15 (np. 20 g kawy na 300 ml wody) to dobry punkt wyjścia. Waga kuchenna to Twój najlepszy kumpel. I nie, nie musisz jej trzymać na wierzchu. Możesz być precyzyjny i dyskretny jednocześnie.
To trochę jak mieć Ferrari i tankować olej opałowy. Nawet najlepszy ekspres, młynek, dripper nie pomoże, jeśli kawa była palona w 2018 albo pachnie jak piwnica. Dobra kawa = świeża, jasno lub średnio palona (jeśli nie robisz espresso) i z miejsca, które szanuje Twoje kubki smakowe.
Bonus: jeśli nie wiesz, od czego zacząć, zajrzyj do palarni które poznaliśmy na festiwalu Zrobiom Ci dobrze. Kawowo.
Podsumowując:
Jeśli Twoja kawa w domu nie smakuje tak, jak w kawiarni – to nie Twoja wina. Znaczy... trochę tak, ale da się to naprawić. Kilka małych zmian i zaczniesz parzyć kawę, której nie trzeba zapijać wodą z cytryną.
Masz któryś z tych błędów na sumieniu? Spoko, my też kiedyś mieliliśmy wszystko na „pył do tygielka”, bo młynek był tylko jeden – do pieprzu.